Matka jest tylko jednaKategorie: Książki i literatura, Żyj chwilą, Rodzicielstwo Liczba wpisów: 51, liczba wizyt: 155488 |
Nadesłane przez: sedna85 dnia 17-12-2012 21:54
Tekst z maja. Mogę tylko napisać, że cała akcja przyniosła skutek pozytywny i urodziłam "niepalące" dziecko. Zapraszam do czytania :)
Dla palaczki wiadomość o ciąży to radość, strach i smutek... Smutek za papierosem. Przynajmniej u mnie tak było. Teraz możecie nazwać mnie wyrodną przyszłą matką i ble ble ble. Ja po prostu lubiłam palić. Czekałam na ten moment, kiedy będę mogła zrobić sobie przerwę i spokojnie zapalić papierosa. Uwielbiałam to. Wyrok ciąża - wyrok na papierosy. Do tego te wszystkie artykuły w gazetach i w internecie... "Jesteś w ciąży? Rzuć palenie", "Nie pal w ciąży" itp.
Jestem ciekawa co autorzy takich artykulików mogą wiedzieć o rzucaniu palenia po 10 latach bycia w nałogu? Czy myślą, że jak napiszą, że płód będzie się źle rozwijał to to wystarczy? Przeczytałam kilkadziesiąt takich samych artykułów, wiem, co robię swojemu dziecku, kiedy palę papierosa, wiem, co robiłam mojemu dziecku, kiedy nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Wiem też, co myślałam, kiedy trzęsącymi się z nałogu rękami zapalałam papierosa, bo już nie mogłam wytrzymać. Zaciągnęłam się tylko raz - więcej nie mogłam, wydawało mi się, że duszę własne dziecko.
Ale nie o tym mowa. Rozumiem kobiety, które palą w ciąży. Doskonale je rozumiem, bo ja sama szukałam we wspomnianych artykułach jakiejkolwiek wiadomości o tym, kto i gdzie może mi pomóc rzucić palenie. Szukałam informacji o jakimkolwiek ośrodku, gdzie za darmo lub za małe pieniądze ktoś pomoże mi zwalczyć nałóg. I wyszła z tego tak zwana DUPA, ponieważ oprócz zdań rozkazujących i dołujących przedstawień dziecka, które kaszle w brzuchu [!!!] żadnej informacji naprawdę pomocnej nie znalazłam.
O co chodzi? Przecież wiadomo, że palenie to nałóg, a jeśli nałóg dodatkowo sprawia przyjemność, to wtedy rzucenie go staje się praktycznie niewykonalne. Tutaj zdania rozkazujące nie wystarczą. Tu nie wystarczą prezentacje duszącego się dziecka. Tu nie wystarczy straszenie zespołem Downa. Kobieta w nałogu, nawet z tymi obrazami w głowie, będzie palić, bo nikt jej nie pomógł. Ani rodzina, ani przyjaciele, ani strony internetowe, przyjmujące postawę rozkazującego z ambony mentora.
A teraz do rzeczy. Jutro wybieram się do Poradni Pomocy Palącym przy centrum Onkologii w Warszawie. Wizytę mam o 18.30. Jakoś udało mi się znaleźć ich stronę w necie, dodzwonić i się umówić. Adres strony nie jest długi, można go spokojnie zamieścić w każdym, nawet najkrótszym artykule. Wizyta w Poradni jest darmowa - stać na nią każdego, kto jest ubezpieczony. Wydaje mi się, że dziennikarze "ciążowi" dbają, żeby w Poradni nie było kolejek, dlatego informacja o tym miejscu lub jakimkolwiek innym podobnym jest z reguły pomijana. Lepiej jest straszyć i abstrakcyjnie rozkazywać, niż rzeczywiście pomóc.
Na stronie Poradni można znaleźć adresy wszystkich miejsc w Polsce, gdzie jest udzielana pomoc palącym. Do tego można tam znaleźć numer infolinii, gdzie również uzyska się wsparcie.
http://www.jakrzucicpalenie.pl/index.php?cmd=0
Nadesłane przez: sedna85 dnia 17-12-2012 19:46
Poniższy wpis to krótkie przypomnienie tego, co działo się w maju 2011 roku. Moje dziecko ma już prawie rok, ale notatek od początku ciąży mam sporo, więc przez kilka następnych dni postaram się pokazaćto, co się działo przez pierwsze dni, miesiące życia Kosmyka, a przede wszystkim jego matki :)
Nadesłane przez: sedna85 dnia 17-12-2012 19:35
Kiedyś na każdy najlżejszy objaw: lekkie swędzenie sutków, kilogram w górę na wadze, zmiany nastrojów reagowałam szybko i skutecznie: testem ciążowym. Kiedy teraz o tym myślę, rozsądek, który mną kierował, stanowczo powinien wykluczyć jakąkolwiek ciążę. Ponieważ w tym miesiącu radośnie prezentowałam powiększony biust, rezolutnie nie myślałam o dziwnym, rzadko u mnie występującym, bólu w brzuchu i z właściwą dla mnie stanowczością konsekwentnie przeprowadzałam ogromne awantury np. o natkę pietruszki z D. Wszystko to działo się jakby poza moim mózgiem. Poza moją świadomością. Nie wiem do jakich procesów myślowych doszło w mojej głowie, że w końcu usiadłam i zrobiłam ten test. I zaraz zrobiłam drugi. I trzeci. I czwarty. Potem szybka wizyta ginekologa. I test szósty. Następnego dnia rano - siódmy. Potem badanie krwi - pozytywne. I jeszcze jeden test. Dwa dni potem następny [efekt paranoi - dziecko się mogło wchłonąć!] zrobiony w Arkadii. I tak oto: jestem w ciąży.