Życie z AniołkiemKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 80, liczba wizyt: 187531 |
Nadesłane przez: nowisia 31-01-2011 22:54
Dzisiaj jak tylko wstałam wszystko szło pod górę...o ile sprawnie poszło mi wyprawienie Julki do szkoły a męża do pracy to wszystko, co dotyczyło mnie, szło jak po grudzie. Odwiozłam męża i pojechałam do Sopotu do rodziców. Od nich zadzwoniłam do mojego dawnego lekarza rodzinnego ws. badań do pracy. Kojarzyłam, że kiedys miała uprawnienia lekarza medycyny pracy, myślę więc sobie - pojadę do niej z wynikami podpisze mi kwita i mam z głowy...niestety uprawnień nie ma. Dobra...dzwonie wiec do lekarza z mojej przychodni i zostaje poinformowana,że owszem badania moge zrobić, ale kwita nikt mi nie podpisze, bo firma nie ma podpisanej umowy z przychodnią...Myślę sobie - cos pewnie wymyślają i jade do Luxa - nie robią badań ani nie wystawiają zaświadczeń, bo firma nie ma podpisanej umowy, jadę do falka - to samo...MASAKRA!!!Jak firma z innego miasta może mieć podpisaną umowę z jakąkolwiek placówką tu w 3 mieście! załamałam się - okazuje się, że nie wystarczy mieć badania i iść (oczywiście płacąc za wizytę i owe badania) do jakiegokolwiek lekarza medycyny pracy, żeby wystawił zaświadczenie o mojej zdolności do pracy. Nie - to byłoby za proste! Nie wiem w czym jest rzecz, tłumaczyli się jakimis kontrolami...Ale przeciez ja nie chcę żadnej lewizny! Chę po prostu iść i, na podstawie badań zgodnych z moim przyszłym zajęciem, dostać zaświadczenie że jestem zdolna do pracy!! niby proste - a jednak.... Po drodze dwukrotnie próbowałam doładować telefon - wsiorbało mi 10 zeta i wielkie g...no. Oki zagotowało mi się - ale mówie - nic to Anka nie poddawaj sie będzie dobrze. Pojechałam po Julke do szkoły, po drodze zawiozłam jej koleżankę do domu i do sklepu na zakupy. Wyjeżdżam spod Biedronki - wpadam w dziurę...niby niweielka...jadę kawałek dalej - i w aucie slysze jakiś dziwny odgłos - próbuję hamować - o cholera - ABSy oszalały!!! Coś się znowu ze....ło...dojechałam jakos na ręcznym do domu...I tak - godzinę temu laweta zabrała moje auto na serwis, zostaliśmy bez auta, ja w środę jadę do Warszawy - wracam w czwartek, nie wiem ile będzie kosztowała naprawa...po prostu bajka...
Dobrze, że już się kończy ten parszywy poniedziałek...Na szczęście jutro nowy dzień:)